wtorek, 21 stycznia 2014

trudny poniedziałek...

Właściwie to ciężki, męczący, uciążliwy.

A było to wczoraj:
Zaczęło się nadzwyczaj dobrze. Budzik zadzwonił o 5.15, drugi raz o 5.30 i wstałam :). Zaczęłam się upiększać i słyszę "mamusiu". Odczekałam chwilkę. Znowu słyszę "mamo". Jest 5.45. J. na wpół obudzona coś tam mamrocze, że chce jeszcze pospać, jednak przed 6 wstaje. Myślę - super :). Szykujemy się - czeszemy, malujemy, ubieramy. J. w dobrym humorze. Myślę - super :). 6.20 jesteśmy gotowe ze wszystkim. J. z uśmiechem pakuje moje kanapki do torebki. Nagle wpada na pomysł, żeby dać mi do pracy swojego danonka. Upewnia się - kilka razy pytając - czy aby na pewno mam w pracy łyżeczkę, którą zjem danonka :P. Przemieszczamy się do przedpokoju i ryk. Wow! Nastąpił koniec pięknego poniedziałku :/. Nie wiem o co, po co, na co? Stoi i ryczy, wrzeszczy, bo płaczem tego nazwać nie można. Buzia mokra od łez, kataru lecącego z nosa i śliny. W sumie nie wiem o co poszło, ale tym sposobem nasze 10 min zapasu w momencik zamieniło się w 5 minutowe opóźnienie... Do przedszkola maszerujemy. Tzn. ja maszeruję, a J. prawie biegnie za mną, trzymam ją za rękę. Nie marudzi. Jest dobrze. W przedszkolu "ja sama, ja sama" i ubiera paputki 10 min. Dobrze jej idzie. Sytuację ratuje tata kolegi J., który podwozi mnie do pracy. Uff wchodzę do pracy nie spocona.
W pracy jestem dłużej, bo prawie do 18.00. Coś mi w ciągu dnia strzyknęło gdzieś w prawym żebrze :/ tuż pod cyckiem. Boli, kłuje. Hmmm wchodzę do domu i zwalam się na łóżko w sypialni. Moja rodzinka nawet nie zauważyła, że zniknęłam na 15 min... Oczy mi się zamykają. Szykuję kanapki na dzisiaj :). Jem szybko kolację. Coś się tam obijam. Jest prawie 22 :/, a trzeba jeszcze poćwiczyć. Łączę przyjemne z pożytecznym :P czyli maluję paznokcie i ćwiczę 20 min na mięśnie brzucha. Super, lakier suchy :D. Kąpciu, kąpciu i do łóżka. Ps. dalej coś mnie kłuje pod tym cyckiem :/.

Wtorek... dzisiaj ;)
Z rana idzie nam świetnie - tak jak wczoraj, szybko i sprawnie, ale z pominięciem płaczu :D :D :D więc wychodzimy z domu o 6.37 i możemy spokojnie zmierzać ku przedszkolu. W przedszkolu pani dyrektor zwraca mi uwagę, że wczoraj J. była w przedszkolu mając katar, podobno ropny. Hmm mówię jej, że w domu jej z nosa nie leci, jedynie rano po płaczu, a tak to nawet nie kaszlnęła. Pani dyrektor dalej zwraca mi uwagę, że innym rodzicom nie podoba się, że niektóre dzieci chodzą do przedszkola zakatarzone i lepiej jakby J. się wyleczyła. Dalej powtarzam, że J. nie miała kataru ani wieczorem ani dzisiaj rano. Pani dyrektor znów idzie w zaparte, że J. miała wczoraj ropny katar i nawet zwróciło to uwagę wychowawcy. Nie chciałam się kłócić. Odpowiedziałam, że jak dzisiaj coś będzie niepokojącego to ma dzwonić.
Kurde katar to nie choroba. Mają za dużo dzieci w przedszkolu czy co!? Zaczęły się u nas ferie i w przedszkolu garstka dzieci. No przykro mi, ale to jest ich obowiązek się tymi dziećmi zająć. Jak zamiast setki dzieci w przedszkolu jest jedna 15 osobowa grupa no to pani zauważyła katar. Wow. Szkoda, że nie zauważa go od pół roku jak jest pełna 25 osobowa grupa. Jak kicha połowa dzieci to ciężko wychwycić które.
W tym miejscu chciałabym przypomnieć wszystkim mamom, że przedszkole to nie szkoła. Panie tam pracujące mają 40 godzinny tydzień pracy, a nie jak nauczyciele na etacie 18 godzinny. Jakieś dyżury w Wigilię do 13 i prośby żeby dziecka nie przyprowadzać, bo na ten dzień zapisało się tylko troje dzieci to ściema. Nie chce im się. Według odpowiednich przepisów przedszkole powinno być otwarte nawet dla jednego dziecka i ma mu być w tym czasie zapewniona opieka i wyżywienie. Tak samo jak niby "dyżury" w ferie zimowe. BZDURA! U nas panie chodziły i zbierały podpisy od rodziców ile dzieci będzie w ferie chodziło do przedszkola. W ogóle nie powinny tego robić, bo przedszkola pracują normalnie. Na moje pytanie dlaczego taka lista usłyszałam, że niby chcą zaplanować ile kupić jedzenia. Hahaha nie mieli czego wymyślić. A skąd wiedzieli ile jedzenia kupić na czas np. od 2 stycznia do 16 stycznia? w grudniu nie zbierali żadnych podpisów. Bazują na niewiedzy rodziców. NIE DAJCIE SIĘ ZWIEŚĆ :P.
W pracy orientuję się, że to co mnie wczoraj bolało nie boli :D :D :D. Dzień miałam stresujący, bo współpracowałam dzisiaj z panią (wyżej postawioną), która przeważnie większość osób doprowadza do płaczu. Mnie nie doprowadziła, a nawet dwa razy mnie pochwaliła! Powiedziała, że fajnie się jej ze mną dzisiaj współpracowało. DUŻY sukces ląduje w mojej puszce :). Jestem bardzo z siebie dumna.
To się rozpisałam... już prawie 21, a jeszcze trzeba poćwiczyć mięśnie brzucha. Idę ćwiczyć.

P.s. Tyle piszę o ćwiczeniach, że czas opisać co ćwiczę i jak i jakie efekty są. Ale to w osobnym poście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz