piątek, 28 lutego 2014

Zycie zaczyna się po dziecku

Gdy pierwszy raz trafiłam na blog Boskiej Matki natychmiast ujął mnie napis "wierzę w życie po dziecku". Jedno zdanie, parę wyrazów, a jakie znaczenie! Przecież po dziecku życie dopiero się zaczyna! A może dziecko ogranicza? ....

Tak to wyglądało u nas. We wszystkich tych wydarzeniach braliśmy udział w komplecie czyli J. z rodzicami :).

5 czerwca J. przychodzi na świat przez CC. 

9 czerwca wychodzimy do domu.

27 czerwca Chrzest. Pierwsza poważna impreza. Obydwie dałyśmy radę.  Zdecydowanie ja byłam bardziej dzielna bo brzuch jeszcze mocno bolał.

2 lipca  trzaskanie przedweselne u znajomych. Taka tradycja u nas, że przed weselem tłucze się porcelanę przed domem (lub przed drzwiami w bloku) rodzinnym panny młodej. U nas jest to hucznie obchodzone, więc impreza na klatce schodowej była super. J. też brała w niej udział tzn. przespała wszystko w foteliku samochodowym.

 3 lipca druga tak ważna msza w życiu J. - msza ślubna znajomych. Była grzeczna, całą mszę oczywiście przespała.

Jej życie dopiero się zaczęło, ale nie ma co zwalniać tempa :).

10 lipca urodziny cioci męża. Impreza grillowa w ogrodzie. 

23 lipca jedziemy na weekend do teściów na biwak do lasu (ok. 400 km). Wyjeżdżamy u nas ciepło, dojeżdżamy na miejsce, a tam 10 stopni :/. Środek lasu, leśniczówka i przyczepa kempingowa teściów. J. dobrze robi świeże powietrze, otulona kocami i śpiworem ciągle śpi.

30 lipca kolejne trzaskanie przedweselne. Bardzo fajne spotkanie.

31 lipca ślub i wesele. Idziemy w trójkę. Moi rodzice na wakacjach więc nie ma z kim zostawić dziecka. J. bardzo dobrze robi muzyka weselna. Obsługa restauracji była powiadomiona, że będzie taki maluch więc miałam wydzielone miejsce na mniejszej sali, która nie była używana. Mogłam tam karmić piersią, przewijać córkę. Wytrzymałyśmy do północy.

2 sierpnia wyjeżdżamy na wieś. Trasa ponad 400 km mija przyjemnie. Podróż bezproblemowa. Jedyny problem był jak J. chciała cyca gdzieś na autostradzie i nie było jak zjechać. Na wsi czas mijał nam wspaniale. Spacery i świeże powietrze, a do tego obecność babci i prababci na J. bardzo dobrze wpływało.

13 sierpnia jesteśmy już u znajomych w górach. Ich chatka jest położona około 1000 m. n.p.m., a syn jest miesiąc młodszy od J. Dzieci dobrze znosiły klimat górski :).

3-5 września jesteśmy na klubowym zlocie samochodowym, do którego należy mój mąż.

10 września urodziny moje i męża. Było dużo gości ok. 20 osób.

7 października - pierwszy dzień zajęć w szkole muzycznej. Na te zajęcia dla dzieci (od 4 miesiąca życia, J. ma 4 miesiące i 2 dni) zaczynam chodzić z córką, żeby wyjść z domu :).

15 października znowu jesteśmy u znajomych w górach...

...bo dziecko nie ogranicza :) tylko sprawia, że życie jest lepsze i ciekawsze.

czwartek, 27 lutego 2014

Niedźwiedzie polarne

Nowy dzień najlepiej zacząć dobrą zabawą. Przy wycinaniu dinozaurów było zamieszanie i stękanie "mamusiu już?, mamusiu długo jeszcze?", więc do dzisiejszej zabawy przygotowałam się wczoraj wieczorem. 
Poza tym, że mamy dzisiaj tłusty czwartek to jeszcze obchodzony jest Dzień Niedźwiedzia Polarnego. Najpierw pokazałam J. różne zdjęcia znalezione w sieci przedstawiające niedźwiedzie polarne: małe, duże, pływające śpiące. Opowiedziałam co jedzą, gdzie mieszkają. Pytania małej dziewczynki mogą zaskoczyć... jak zwykle... "a mają one kołderkę?, a gdzie śpią? mamusiu na śniegu jest zimno, a mają czapki, a dlaczego nie mają butów itd." Wiele pytań pozostało bez odpowiedzi :D.

Później zabrałyśmy się do zabawy. J. miała dużą frajdę z watą. Piszczała "jaka ona mięciutka" :).

Zobaczcie sami :)










J. narysowała słonko i powiedział: U tych niedźwiadków jest burza, a jak jest burza to jest ciemno i słonko musi być czarne. Ach ta wyobraźnia ;)


środa, 26 lutego 2014

Dinozaury

Inspiracją do dzisiejszych zabaw jest obchodzony dzisiaj Dzień Dinozaura :)

Trochę pianek, kolory papier, patyczki kreatywne, klej, nożyczki, brokatowa tektura i pianka. Do tego szczypta zdolności mamy i trochę bujnej wyobraźni. Nie wiedziałam, że mam taki talent do rysowania z patrzenia, dinozaury - powiem nieskromnie - rewelacja :). Chyba mogę wrzucić karteczkę do puszki :).

Tak mnie ta zabawa wciągnęła, że zapomniałam o robieniu zdjęć jak J. z ogromnym skupieniem przyklejała kolejne elementy. 












 

poniedziałek, 24 lutego 2014

jak chorować to parami

Od początku.
Gdy czekałam w przychodni w poczekalni z myślą, że chyba mam półpaśca, pewnie skończy się L4, trochę mnie poniosło z marzeniami. Widziałam siebie na L4 jako osobę, która ma czas na wszystko: na obiad, porządki, odpoczynek, bujanie się z nudów na fotelu, może nawet oczyszczę mieszkanie niczym po najeździe Anthea Turner (nie wiem jak odmienić jej imię) i umyję okna i balkon taka fajna pogoda. Pani lekarka szybko sprowadziła mnie na ziemię - żadnego wysiłku i uważać, żeby się nie przeziębić. Wieczorem poczułam o co chodziło ból był nie do zniesienia. 
Minął tydzień, znowu siedzę w poczekalni. Tym razem z myślą, że wracam do pracy. Pani lekarka znowu sprowadziła mnie na ziemią - pani w swoim stanie chce do pracy wrócić!? L4 do końca miesiąca.
No więc wracam do domu. Środa. Mąż w pracy, córka ma środę z dziadkami. Pięknie. Wprawdzie z moich pierwotnych planów nici, dalej mnie boli, ale może coś poczytam. Odpocznę. Córka wraca od dziadków i drapie się po szyi. Oglądam liczę krostki, podnoszę bluzeczkę. I masz! Ospa.
Jak nie urok to sraczka. Jak to mówi babcia mojego męża: jak sobie coś zaplanujesz to potem ci się to zesra...
I znowu nici z planów - tym razem odpoczynkowych, bo dziecko do przedszkola nie pójdzie. Nie mam co liczyć na bujanie się w fotelu. Nikt nas nie odwiedzi, mąż pójdzie na popołudnie do pracy i klops. 
Mąż w pracy więc dzwonię z ospową nowiną, a on pyta: to pójdziesz jutro do lekarza. Zdziwiona pytam ja z półpaścem do dziecięcej przychodni? Mąż zachwycony...
Czwartek. Wstajemy rano, mąż idzie biegać. J. już cała w kropkach. Dzwonię do przychodni. Mamy być do godziny bo J. musi iść do izolatki, a lekarka potem przechodzi do dzieci zdrowych. Dzwonię do męża, że ma wracać bo trzeba teraz już iść z J. do lekarza. Co słyszę? k****. No cóż taki urok.
Potem mąż robi zakupy. Też zachwycony :D :D :D. Nie zawsze chłopy mają lekko w życiu ;). I dobrze im tak.

piątek, 21 lutego 2014

poznajemy alfabet cz. II

Dzisiejsze święto celebrujemy od wczoraj jednak tym razem poznawanie alfabetu zamieniłam w układankę literową.

Pracy było przy tym sporo.
Potrzebne będą: kolorowe kartoniki, klej, nożyczki ;) i wydrukowane litery.


 Najpierw wycięłam większe prostokąty i nakleiłam na nie pary liter.


Następnie wycięłam mniejsze prostokąty i nakleiłam na nie pojedyncze litery.

 

Teraz już tylko czas na zabawę :).

Rozkładamy pomarańczowe kartoniki, losujemy jeden żółty i kładziemy na odpowiedni pomarańczowy kartonik. Na zmianę raz J. raz ja. O tak:



Troszkę sprawiało to J. trudność, szczególnie przy małych literach. Cały alfabet jednocześnie to za trudno. Gdy zostawiłam 6 kartoników pomarańczowych to szło o wiele lepiej. Nie musiała się tyle rozglądać. Bawiąc się wczoraj było łatwiej. Jak na 3,5 letnie dziecko to dzisiaj i tak całkiem dobrze jej poszło. Przede wszystkim zabawa się spodobała. Teraz pozostaje tylko ćwiczyć :).

Do każdej literki dopowiadałam słowo. Ważne jest żeby takim maluchom mówić wyrazy, które rozwijają nazwę litery. Np.:
- Ka jak kalafior, kamizelka, 
- Wu jak wózek, wulkan,
- Be jak Beata, becik, 
- Te jak telefon.
Niestety nie da się tak z wszystkimi literkami.

czwartek, 20 lutego 2014

zabawa z okazji 21 lutego

Dzisiejszy dzień zaczęłyśmy zabawami z okazji jutrzejszego DNIA. Kilka dni wcześniej zainspirowana tym pomysłem postanowiłam wykorzystać go z okazji nadchodzącego święta językowego. Uwięziona w domu jestem dosyć ograniczona w realizacji pomysłów. Skąd ja wezmę tyle ping pongów? Rolek też tyle nie mam. Nagle oświeciła mi się lampka nad głową. Potrzeba matką wynalazku!
Jak J. była mała kupiłam basen dmuchany mały i kulki do basenu. Polecam wszystkim  posiadającym maluchy. Jest to świetna zabawa nawet dla nowo narodzonych :). Wbrew pozorom nie zajmuje dużo miejsca i nawet mieszkając  w bloku można taki basenik rozłożyć. J. wyrosła, kulki schowałam. Trochę się ich naszukałam :/.
Więc wykorzystałam kulki z basenu i kubeczki jednorazowe. Do tego wydrukowałam literki alfabetu. Zrezygnowałam z ą, ę, ć, ź, ż, ń, ó. Córka jeszcze za mała. Zostawiłam Ł jak łyżwy w Soczi ;). Mogłam zrobić jeszcze Ż jak żelazko. Może nie będę jej jednak tak mieszać w głowie ;). Ż nauczy się w swoim czasie. Zrobiłyśmy już dwie rundy i J.w ogóle nie jest znudzona zabawą.









Wcześniejsze zastosowanie kulek :)


środa, 19 lutego 2014

21 lutego

21 lutego obchodzimy Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego.

Na co dzień dużo pracuję z tekstem mówionym i pisanym. Jest różnica między tekstem mówionym, a tym jak to samo wypowiedzielibyśmy tekstem pisanym. Blogerzy może tą różnicę widzą. Coś łatwo jest powiedzieć, ale jak to samo zapiszemy to już może nie brzmieć tak jak chcieliśmy. Może nawet okazać się to niestylistyczne. Pewnie dlatego tak się dzieje, że w swobodnej wypowiedzi nie zastanawiamy się co powiedzieliśmy dwa zdania wcześniej, a nasz rozmówca nie zawsze przywiąże do tego dużą wagę w normalnej rozmowie na kanapie. Bardzo często zauważam w pracy, że to co mówimy i jak akcentujemy przerwy ma się nijak do tego jak zaznaczymy te przecinki w tekście napisanym. Co ciekawe zdarzyło mi się, że coś usłyszałam, zapisałam dokładnie słowo w słowo, ale jak przeczytałam stronicowy tekst okazało się, że troszkę słyszałam to inaczej. Ciekawe są takie doświadczenia, bo musiałam cofnąć się w tekście, przeczytać jeszcze raz, zatrzymać się w miejscu, zastanowić, poprawić przecinki, gdzieś tam rozdzielić zdanie złożone kropką. O i tak to właśnie słyszałam :P. Osoba dyktująca też była zdziwiona. Taki chochlik językowy :P.

Wracając jednak do tematu - Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego. Święto to ustanowiło UNESCO 17 listopada 1999r. Wg danych UNESCO wymarło 200 języków w ciągu życia ostatnich trzech pokoleń. Tegoroczny Dzień będzie pod hasłem Lokalne języki dla globalnego obywatelstwa: nauka w centrum uwagi. Więcej informacji znajdziecie tutaj.

Jest coś co mnie ostatnio razi w oczy. Oglądam telewizję i jakiś tam celebryta mówi, że jest sfokusowany na coś tam, a potem czytam, że jakiś tam polityk zrobił brifing, inny celebryta uczestniczył w mitingu charytatywnym, a mąż (który nigdy w życiu nie uczył się języka angielskiego) dowalił przy obiedzie mówiąc, że oglądał coś w sloł mołszyn. O Boże! Co to ma być!? Czy tego nie można powiedzieć po polsku? Nasycenie tych zwrotów w ciągu dwóch dni spowodowała u mnie jakieś dziwne odrzucenie
Tak rozumiem, że są zwroty które bardziej pasują po angielsku niż po polsku, ale przytoczone przeze mnie przykłady uważam za użyte niepotrzebnie. Można by je mnożyć i przytaczać kolejne.
Jestem skupiony na czymś, zrobił ktoś konferencję, ktoś był na zebraniu i widział coś w zwolnionym tempie. Czy to brzmi źle? Czy wypowiedzenie tego po polsku jest jakimś obciachem. Na pewno nie!

Mówmy 21 lutego po polsku bo to nasz ojczysty język, jedyny i niepowtarzalny :).

wtorek, 18 lutego 2014

dla mnie

Dzisiaj miałam dzień tylko dla siebie. Skoro już tak leżę bezczynnie to przynajmniej zadbam o dobre samopoczucie psychiczne i wygląd.

Najpierw byłam ja. JA byłam najpierw. Potem był mąż, potem było dziecko. JA zostało gdzieś na końcu, ale nie chcę o sobie zapominać. Żadna matka nie powinna o sobie zapomnieć. Trzeba o siebie dbać, dla siebie i dla innych kobiet. Tak, tak - dla innych kobiet. Komplement "dobrze wyglądasz" z ust innej kobiety jest o sto razy więcej wart niż komplement z ust mężczyzny. A w myślach te niektóre kobiety z innymi niektórymi myślą - a taka zabiegana, dom-dzieci-praca i jeszcze świetnie wygląda. Może pod tą spódniczką ma chociaż troszkę cellulitu ;). Zobaczyć żal w oczach innej kobiety bezcenne, a za resztę zapłacimy kartą...

Wiec zadbałam o siebie. Spokojna muzyka jaką zawsze słyszę w moim spa. Do tego maseczka na twarz i pomalowane dwadzieścia paznokci. Jak na jeden dzień wystarczy.

A jak Wy zadbałyście dzisiaj o siebie?

poniedziałek, 17 lutego 2014

tarta bananowa

Dawno nic nie upiekłam, więc wzięłam się dzisiaj za słodkości :). Zrobiłam tartę bananową. Zrobiłam, bo ciasta się nie piecze. Przepis znalazłam tutaj. Ślinka mi ciekła od soboty.

Całkowicie się tym ciastem rozczarowałam. Minus za słodkość. Baaaaardzo słodkie, aż za słodkie. Troszkę zmodyfikowałam przepis. Zamiast ubijać śmietanę z cukrem to ubiłam bez i dolałam do ubitej śmietany letnią galaretkę cytrynową (jeszcze płynną). Taka śmietana z galaretką fajnie się ścina. Kwaśność śmietany trochę uratowała sytuację. Wg mnie w przepisie było trochę za mało masła. Zwiększyłabym porcję do 80 g. Spód się kruszy. Wprawdzie nie dorobiłam się jeszcze takiej pięknej ceramicznej formy jak na zdjęciach z przepisu i może to był powód, że ciężko się z formy wyciągało porcje. Myślę, że jakby było więcej masła to spód byłby bardziej "twardy".

Tak to wyglądało:




Podsumowując cała tarta niedobra :(. Zdecydowanie za słodka, można się cukrzycy nabawić... Obowiązkowo trzeba jeść popijając mocną, gorzką kawą ;).

Pomysł na spód z ciastek i masła dobry. Można pominąć masę krówkową i wtedy będzie super z każdym owocem :).

 

nieproszony

Wciąż jestem wkurzona na mojego nieproszonego gościa Półpaśca. Co za kretyn, że akurat musiał zaczepić się na mojej szyi. Czy było tam napisane zapraszam na tydzień, albo na dwa? Nie, więc mógł iść w odwiedziny na inną szyję lub udo! I do tego jeszcze gdzieś tam w środku łaskocze po węzłach chłonnych, co sprawia mi ogromny ból. Nie ma mowy o żadnym wysiłku fizycznym. Schylanie, podnoszenie dziecka to coś strasznego. Jak się już ułożę na łóżku do spania, albo usiądę wygodnie na fotelu to nie ma możliwości, żeby się ruszyć o milimetr. Półpasiec czasami zakrada się i na moje lewe ramię i ciągnie w środku tak, że mi lewa ręka drętwieje. Jak już mu dam tabletkę i się nią troszkę naćpa to daje mi spokój. Na chwilkę. Co za facet. Tylko go kopnąć w tyłek. Ma szczęście, że swój tyłek wypina na mojej szyi z tyłu, bo tam się nie mogę zamachnąć. A idź już sobie Półpaścu sio! Idź gdzie indziej! Wiem, że na początku źle Cię potraktowałam. Pomyślałam, że jesteś pryszczem i chciałam Cię wycisnąć. Pewnie Cię bolało. Kończ już się mścić bo też mnie boli. Oddałeś mi za swoje. Jesteśmy kwita. Żegnaj!!!

niedziela, 16 lutego 2014

walentynkowe zabawy na metry

Atmosfera Walentynek nas nie opuszcza. Dzisiaj malowałyśmy na metry. Bardzo lubimy malować na metry, ale dzisiaj było tylko serduszkowo.

Zaczęło się od serduszkowych drzewek :).






Ziemniakowe serduszka







Serduszkowa rodzinka. Musiałam troszkę pomóc.











W całej okazałości :)




Reszta zdjęć tutaj.

piątek, 14 lutego 2014

zabawy walentynkowe

Od rana u nas jest walentynkowo. J. już od wczoraj o tym mówiła. Po raz kolejny zainspirowane  pracami z Dzieciaki w domu tym razem w walentynkowym stylu. Nie będę się za dużo rozpisywać. Zobaczcie sami :).








J. miała niezłą zabawę. Potem przyszła kolej na mnie :)

Prezent dla męża i taty. Choroba zatrzymała mnie w domu wiec musiałam na szybko coś wymyślić. W ramce będzie nasze wspólne zdjęcie.



Do kompletu ozdoby na komodę. Serca i świeczki.