niedziela, 20 grudnia 2015

Prezent last minute DIY.

Witajcie po przerwie. Koniec roku to czas przemyśleń więc wracam do pisania bloga. To jest moje postanowienie noworoczne. Zaczęłam je realizować dwa tygodnie wcześniej. Przynajmniej jestem kilka dni do przodu :).

Święta za pasem. Kto ma prezenty kupione  i zapakowane siedzi teraz spokojnie. Ten kto nie ma pije herbatę z melisą i rusza na zakupy.

Przedstawiam mój pomysł na prezent last minute czyli słoik sukcesów 2016 roku.

Potrzebny jest słoik, klej, nożyczki oraz ozdoby. Dodatkowo do prezentu dołączyłam kostkę z karteczkami i zestaw mazaków.  Dla osób, które lubią DIY ozdoby nie będą problemem. Reszta musi ruszyć na zakupy :).






niedziela, 5 kwietnia 2015

mazurek

Wielkanoc w pełni. U nas zdecydowanie królują słodkości. Pieczenie zaczęłam od mazurka. Trochę na ostatnią chwilę - w piątek - kupiłam gotowy spód do mazurka. Ale co dalej? Co na górę. Moja babcia robi pyszny mazurek na słodko, ale tego przepisu nie mam. Poszperałam i znalazłam przepis Pauliny. Jest obłędnie pyszny!!!




czwartek, 26 marca 2015

przepis ;)

Ciasto: jak zdenerwować męża w niedzielę o 7 rano.

Składniki : żona, córka, auto.


Przepis:
Żona (czyli ja) i córka (czyli J.) pojechały w sobotę na zakupy. Powrót o 19 (jakiś czas temu) było już ciemno.  Żona wyszła z samochodu i otworzyła córce drzwi, aby ta mogła wyjść. Córka wychodziła, żona wyjmowała z bagażnika zakupy. Zamknęła bagażnik, nacisnęła guziczek na kluczu i poszła z córką do domu. Minął wieczór, minęła noc. 
W niedzielę rano ktoś dzwoni do domofonu. Godzina trochę po 7. Nikt nie reaguje. Drugi dzwonek - znowu nikt nie reaguje. Po 10 minutach ktoś puka do drzwi. Żona otwiera i sąsiad mówi "mają państwo otwarte drzwi w samochodzie".

Mąż wybiega z sypialni. Rzuca oczywiste słowa ku***, ja pie*****. 

Żona myśli: czy zamknęłam wczoraj drzwi po córce, jak wyszła z samochodu? Zapala się lampka! Nie zamknęłam, nie pamiętam tego :/. O nieeeeeee.


Okazało się, że nie zamknęłam tych drzwi :D. Zdolna jestem, co? Auto stało całą noc pod chmurką z otwartymi drzwiami. Na szczęście nic się nie stało, nikt nic nie ukradł (np. fotelika dla dziecka), nie nasikał, nie zniszczył tapicerki.
W każdej sytuacji trzeba znaleźć pozytywy. W tym przypadku - na mrozie auto bardzo dobrze się wywietrzyło ;).


środa, 21 stycznia 2015

próbujemy owoce

Nauka jedzenia wszystkiego trwa. Tym razem sięgnęłyśmy po owoce. Wszystkie były nam znane poza kaki. Ta nowość była bardziej dla mnie, bo jak wiecie rok 2015 to rok nowych smaków zarówno u mnie jak i córki. 

Próbowanie przebiegało bez zakłóceń. J. naprawdę próbowała, bo jadła całe kawałki owoców, a nie - tak jak w przypadku próbowania wędlinki czy twarogu - gryzienie mikroskopijnych części próbowanej rzeczy. 

Cały zestaw wyglądał tak:


Zaczęłyśmy od gruszek.

Córka na kilka moich pytań odpowiedziała: Gruszka mi smakuje, czasami jest miękka, czasami twarda. Nie jest ani słodka, ani kwaśna, taka średnia.

Potem było kiwi:


Córka: Kiwi bardzo lubię, jest słodkie. Gdy kupujemy kiwi to jest twarde, ale jak je jemy to już jest miękkie.

Krok trzeci to banany:

Córka: bananów nie lubię. Są miękkie i słodkie.

Następne były jabłka:

Córka: uuuu jabłka baardzo, bardzo lubię. Są słodziutkie i miękkie.

Potem zjadłyśmy mandarynki:

Córka: mandarynki są słodziutkie i bardzo je lubię. Nie lubię jak mają pestki.

I - uwaga - gwiazda wieczoru kaki.


Nie jadłam wcześniej, więc był to nasz wspólny eksperyment. Ja byłam zachwycona córka nie: mamo nie smakuje mi, za słodkie.

Rzeczywiście jest to owoc bardzo słodki. Mi przypadł do gustu. Będzie dobrą przekąską w pracy zamiast pączka albo innej czekolady :).

wtorek, 20 stycznia 2015

nauka jedzenia wszystkiego ciąg dalszy

Jedzenie kolacji idzie nam coraz lepiej. Menu dalej jest ubogie: masło, ser żółty, jajko i ogórek kiszony. Udało się rozszerzyć ten zestaw o parówkę :). Wow!!! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że J. je coś więcej niż masło z bułką.











Żeby było jasne :P wszystko zostało zjedzone osobno, kanapka nie powstała :D.



lodowisko :)

W dzieciństwie bardzo dużo jeździłam na łyżwach. Była to zasługa dziadków, u których spędzałam ferie zimowe. Babcia codziennie przez dwa tygodnie chodziła ze mną na lodowisko. Ostatni raz jeździłam na łyżwach chyba 8-9 lat temu. Nie wiem dlaczego zaniechałam jeżdżenia. Tam gdzie byliśmy w SPA okazało się, że jest otwarte lodowisko. Ale się ucieszyłam!!! Oczywiście było pusto więc miałam indywidualny trening przypominający jazdę. Tego się nie zapomina, ale przekładanka i jazda tyłem zakończyły się upadkiem, nie mówiąc o próbie zmiany kierunku jazdy obrotem :/. Dwa dni jeździłam sama i przypominałam sobie jak to się robi. Ostatniego dnia po wymeldowaniu z hotelu zabrałam córkę na lodowisko. Usłyszałam "mamusiu, bardzo się boję", ale że strach nie jest wystarczającym powodem, żeby czegoś nie robić stanęłyśmy na lodzie razem. Początki były ciężkie. Bardzo mnie bolały nogi od utrzymywania dodatkowego 20kg balastu ;). 

Najpierw jechałam tyłem:






Potem razem jechałyśmy przodem:


Najlepiej nam szło trzymając się za jedną rękę.


W międzyczasie J. robiła sobie kilkuminutowe przerwy na ławeczce.


Po powrocie poszłyśmy już dwa razy na lodowisko w naszym mieście i muszę powiedzieć, że moja pociecha robi niesamowite postępy. Na razie trzyma się mnie jedną ręką, ale już powoli jedzie.  Dalej po dłuższej jeździe robi sobie kilkuminutowe przerwy, żeby nóżki odpoczęły. Sama sygnalizuje kiedy ją bolą. Zobaczcie, co nagrałam z ukrycia :P. Łączny czas nauki ze wszystkich dni to jakieś 3h. Miłego oglądania :)

niedziela, 18 stycznia 2015

po SPA

Wyjazd do SPA z rodziną bardzo się udał. Ale po kolei :).
Szczerze to byłam przerażona wyjazdem z córką. Nie wiedziała jak się zaaklimatyzuje na miejscu i jak się będzie zachowywać. Wprawdzie jest grzecznym dzieckiem, ale nigdy nie wiadomo ;).

Po przyjeździe na miejsce okazało się, że w hotelu zajęte są tylko dwa pokoje. Co za pustka! My zajęliśmy trzeci pokój i łącznie w hotelu przebywało 7 gości. Czyż to nie cudowne? Taka małą ilość osób spowodowała, że strefę: basen, jacuzzi, 4 sauny, pokój relaksu i grotę solną mieliśmy na wyłączność. Nikomu nie przeszkadzało piszczące w wodzie dziecko :D. Zupełnie nie wiem dlaczego pozostali goście nie korzystali z tych atrakcji, a przebywaliśmy tam większość czasu.
Pierwszego dnia córka siedziała na leżaku i nie chciała wejść do basenu i jacuzzi. Tym samym wyczerpała wszystkie pokłady cierpliwości rodziców :/.
Drugiego dnia wzięłam córkę na ręce (nie patrząc na jej protesty) i włożyłam do jacuzzi. I co?  2 min płaczu zdecydowanie dla zasady. Później radość z ciepłej wody. To samo było przy wchodzeniu do basenu, a potem piski i radość z zimnej wody. I tak od 13 do 21 byliśmy w basenie, albo jacuzzi z przerwą na obiad. Na zmianę wskakiwała do bąbelkowni (czyt. jacuzzi) i basenu. 

W grocie solnej córka przebywała chętnie i nie protestowała. Jedynie była zawiedziona tym, że z soli nie mogła zbudować zamku, tak jak latem na plaży nad morzem.

Pomimo wszelkich prób nie dało się córki wprowadzić do sauny solnej (ok. 40 stopni) i sauny parowej (ok. 40 stopni). Bardzo chciałam na chwilkę z nią tam wejść, żeby pooddychała ciepłym słonym powietrzem i mokrym aloesowym. Wiecie jak to dzieci w przedszkolu - ciągle mają katar :/. Te dwa miejsca pomogłyby na te dolegliwości.

Na pytanie: córciu  co ci się najbardziej podoba? usłyszałam: karta do drzwi, zamiast klucza. Hahaha :P.

Temperatura za oknem w górskiej miejscowości wynosiła +8. Nie było śniegu :(. Nam to w sumie nie przeszkadzało, bo mieliśmy atrakcje w hotelu. Wzięliśmy mimo wszystko sanki licząc, że jakimś cudem spadnie białego puchu. Nic z tego :/.

Mieliśmy wykupiony pobyt ze śniadaniem. Niestety córka nic nie jadła na śniadanie. Nic, ani jednego gryza nawet suchej bułki :(. Jakiś foch w nią wstępował o poranku. Natomiast pizza z serem na obiadokolację wchodziła jej bardzo dobrze...
Tak jak przewidziałam mężowi najbardziej podobało się jacuzzi i tylko tam siedział.

Podsumowując:
Wypad do SPA z rodziną regeneruje, ale nie regeneruje tak jak wypad z przyjaciółką (czyli cisza i spokój). Fajnie, że pojechaliśmy razem, bo J. dobrze zrobił taki wypad. Do tej pory nie byliśmy na basenie tyle godzin za jednym razem. I do tego czas spędzony w grocie solnej dobrze wpłynął na jej górne drogi oddechowe.
No i najważniejsze - byliśmy w martwym sezonie i było pusto w hotelu. Nawet przy śniadaniu mieliśmy kelnerkę na wyłączność. Wszędzie indywidualna obsługa. SUPER!




Była jeszcze jedna atrakcja - lodowisko, ale o tym w osobnym poście.

sobota, 10 stycznia 2015

jedziemy do SPA

W ubiegłym roku nie pojechałam do SPA jak tradycja coroczna nakazuje. Wyjazd opóźnił się o parę tygodni i wypadł w styczniu (zawsze jeżdżę w listopadzie). Tym razem jadę z mężem i córką (miałam jechać tylko z córką, ale mąż się wcisnął jak usłyszał, że w hotelu jest jacuzzi). Wyjeżdżamy w poniedziałek. J. już się nie może doczekać. Spakowała dwa stroje kąpielowe, zabawki, koło ratunkowe. Ciągle pyta o bąbelki w jakuzzi i ile tam będzie mogła siedzieć, a ile pływać. Cieszy się, że w hotelu będzie basen i to w środku. 
Mąż też się cieszy na jakuzzi i powiedział, że nie będzie z niego wychodził. A niech tam sobie siedzi! 

Spakowałam maseczkę na twarz, maseczkę na włosy, olejek do włosów, peeling. Natrę się wszystkim i fruuuu do łaźni parowej i sauny. Potem masaż i parafina na dłonie. Będę mogła leżeć i pachnieć :P.

W sumie dobrze, że ta wyprawa jest z córką. Pooddycha powietrzem w grocie solnej, łaźni parowej i saunie solnej. Te trzy miejsca bardzo dobrze zrobią na jej górne drogi oddechowe. Poza tym spędzimy czas w zupełnie inny sposób jak jeszcze nigdy.

Niech się dziecinka uczy dbania o siebie, bo jak wiadomo -  ludzie dbają o tych, którzy dbają o siebie. A czym skorupka za młodu nasiąknie... ;).

środa, 7 stycznia 2015

matka i córka

Córka dorosła wreszcie do takiego wieku, w którym chce robić z mamą rzeczy, które kobiety bardzo lubią. Wyjście do sklepu i wybieranie ubrań czy butów to już nie męczarnia. Mała panienka ogląda, przymierza i wybiera co jej tam w oczko wpadnie. Najbardziej lubi mierzyć pierścionki. 

W piątek po południu wymyśliła, że będziemy razem malować sobie paznokcie. Nie pozwalam jej malować paznokci, ale ten jeden raz dlaczego nie. Na weekend może być :).


Fajnie tak móc z córką porozmawiać o kosmetykach i dbaniu o siebie :).


wtorek, 6 stycznia 2015

ja tez próbuję

Zmuszanie dziecka do próbowania jedzenia to nic przyjemnego. Szczególnie, że ja to jestem bardzo wybredna. Przyprawy, które lubię to sól, pieprz, papryka słodka. Bez reszty mogłabym żyć. Jestem dość uciążliwym gościem, bo jak ktoś mnie zaprasza i chce żebym nie siedziała głodna to musi się namęczyć :P. Przede wszystkim nie lubię czosnku. Robię małe postępy, ale wiele rzeczy mi nie smakuje. Skoro jednak otwieram córkę na nowe smaki to sobie też postawiłam takie zadanie.

Kolacja: spaghetti z tuńczykiem, cebulą, zielonymi oliwkami i czosnkiem. Połączenie w jednym daniu czosnku i oliwek to dla mnie skok na głęboką wodę. Bardzo głęboką. Gdyby nie czosnek i oliwki to byłoby ok ;). No nic. Postanowienie to postanowienie więc walczę... Zrobiłam: 

Zjadłam. Przeżyłam. Bez zachwytu. Następnym razem dam dużo mniej oliwek niż w przepisie - będzie mi bardziej smakowało. Czosnku w ogóle nie wyczułam :). Co do oliwek, to mogą być, ale w małej ilości. Jestem z siebie dumna. Pierwsze koty za płoty ;).

niedziela, 4 stycznia 2015

Koniec grymasów

Od dłuższego czasu zmagamy się z grymasami córki przy jedzeniu. Jako dwulatka jadła wszystko. Już dosyć długo grymasi i nic nie chce jeść. Ulubione śniadanie i kolacja to masło z chlebem :). Na obiad ziemniaki lub pomidorówka. Dziecko tanie w utrzymaniu. Wreszcie powiedziałam KONIEC.

Najpierw była poważna rozmowa z córką, że ma już 4,5 roku i czas nie zmuszania jej do jedzenia się skończył. Od dzisiaj będzie na kolację i śniadanie dostawać różne rzeczy i nie odejdzie od stołu dopóki wszystkiego nie spróbuje i nie powie czy coś lubi czy nie lubi. Mina córki była dosyć poważna i chyba zrozumiała, że żarty się skończyły. 

Przy pierwszej próbie powiedziała, że nic nie lubi, a przygotowałam pomidor, ogórek zielony, ser żółty i wędlinę. Do tej pory poza pomidorami z tego zestawu jadła wszystko (tylko w przedszkolu, przez przypadek się przyznała ;) ). Ugryzła każdą rzecz i powiedziała, że nie lubi. Dodała, że woli ogórek kiszony. To już coś.

Najpierw jadła wszystko osobno.



Następnego dnia już była kanapka :).


Jednak ten ser żółty lubi ;) i jajko i ogórek kiszony też. Są postępy. Zobaczymy jak pójdzie dalej.

Nowy Rok :)

Witam Was w nowym 2015 roku i życzę

ZDROWIA

PIENIĘDZY

I   SZCZĘŚCIA!!!